Czarny Kot

No więc, ha, ha, ha…

Wczoraj pomstowaliśmy Grekom za korek na granicy, a tu się okazało, że to ci niespełna rozumu Bułgarzy umilają wszystkim podróżnym wyjazd sprawdzając, czy każdy kupił winietkę. My – całe szczęście – tak.

Na granicy staliśmy ze 2 godziny, co z początku budziło wesołość, po jakimś czasie irytację, a na końcu bułgarskie przepisy zabiły całą radość, którą mieliśmy przygotowaną na odwiedzenie Rumunii.

Ale Rumunia łatwo się nie dała, też miała przygotowane atrakcje.

Raz, że droga nad morze przypominała serbską drogę do granicy

droga do rumuńskiego kurortu Costinesti from Przemysław Wollenszleger on Vimeo.

dwa że ustawili specjalnie dla nas piękny stateczek,

_VOL0696 _VOL0713

trzy że maitre d’hotel bardzo sympatyczny, cztery że nawieźli Kotu muszelek, mieli piękne kościoły… itp, itd…

_VOL0675

Po zameldowaniu się w hotelu Anulka była już taka głodna, że prychała na mnie na każdym kroku. Trzeba było skombinować środki finansowe na hotel i jedzenie, a Rumunia akurat przeżywała tajemniczą zapaść systemu bankowego: prawie każdy bankomat szyderczo śmiał się z naszych starań, lecz w końcu udało się.

Ruszyliśmy w miasto coś przekąsić i tu niespodzianka. W nadmorskiej restauracji panowała zachodnia kultura, co objawiało się tym, iż obie osoby przy stoliku otrzymują posiłek w tym samym czasie, a że wybrałem jagnięce żeberka z grilla, to czas przygotowania posiłku wyniósł prawie godzinę…

Za to po posiłku zbieraliśmy muszelki i było miło i sympatycznie, a Czarne Morze szumiało, ciesząc się głośno z naszego przybycia.

muszelki, Constanta nad Morzem Czarnym from Przemysław Wollenszleger on Vimeo.