Całą drogę prowadziłem, wydzierając przemocą Kapitanowi kluczyk. No ile może jeden prowadzić?
Poza spożyciem posiłku w motelowym barze nie było żadnych innych przygód.
Dojechaliśmy nad Jezioro Krokodyle, gdzie po zrobieniu ogniska i małej kolacji znowu urządziliśmy fotołowy, gdyż znad horyzontu, nieśmiało, swe bladozielone lico wychyliła kolejna zorza.
Namioty zamarzły, noc zimna, a bliskość drogi szybkiego ruchu nie pozwoliły się dobrze wyspać.