I tak nadszedł dzień pierwszy naszej wycieczki. Poranek przywitał nas smrodem rozkładających się glonów, a ów trwał przez cały dzień i nic nie zapowiada zmian. Z rana postanowiliśmy przejść się odrobinkę brzegiem morza, obejrzeliśmy żaglowiec, stocznię, łodzie podwodne i inne atrakcje, kąpiąc się w między czasie w solance adriatyckiej.
Żar lał się z nieba, a jak na standardy kaszubsko – pomorskie, była to temperatura piekielna i trzymała nas w swych kleszczach aż do wieczora. Po przejściu kilku kilometrów zawróciliśmy w stronę naszej mety i, po krótkiej kąpieli, poszliśmy spać.
Zaraz po przebudzeniu wrzuciliśmy nasz zwłoki znowuż do słonej wody, po czym, uzbrojeni w aparat na statywie, poszliśmy na nocne zdjęcia. Krótko po tym, jak się zorientowaliśmy, że, poza świetlną abstrakcją, nie ma nic ciekawego do sfotografowania, poszliśmy na deptak robić tzw. przycinkę. Południowe kobiety o południowej urodzie, w świetle wieczornych lamp wraz ze swoimi południowymi mężczyznami przechadzali się ku naszej uciesze, a raz na czas jakiś świeciła upiornym blaskiem ruda lub biała czupryna. Postanowiliśmy jechać w inne miejsce zaraz z rana, bo tu, w Tivat, wszystkie opcje wydają się mocno przerzedzone.
Wracając na noc zahaczyliśmy o grill-bar As, w którym rybkę z rusztu wraz z grillowanymi warzywami opędzlowaliśmy i smaczne to było, zapite potem Jelenia (dla niewtajemniczonych podajemy, iż Jeleń jest lokalną perłą czarnogórskiego browarnictwa).
Teraz spać, a jutro do Kotoru uderzamy.