Lóndrangar

W nocy przejeżdżały mimo cztery pojazdy. Pierwszy z nich wystraszył mnie solidnie, gdyż właśnie zasypiałem. Dwa kolejne słyszałem przez sen, a czwarty… No okazało się, że czwarty to już nie była noc, tylko 9.15! Mój Boże, spałem jak dziecko. W sumie przy tym czwartym dalej chciałem przeczekać ciemnicę i spać dalej, ale coś kazało mi spojrzeć na zegarek…

Nie robiłem sobie kawy, żal mi było czasu. Wysiadłem na chwilę w polarku, czapce i rękawiczkach i wiatr był tak przenikliwy, że cały bok mi zmroziło i teraz nerkę mam do wymiany. Porobiłem parę zdjęć i ruszyłem wzdłuż półwyspu, którego mroźnym ukoronowaniem jest Snaefellsjokull, a celem było dotrzeć i zobaczyć klify Lóndrangar.Po drodze jechałem wzdłuż pięknego, pokrytego śniegiem łańcucha gór, u stop którego każdy gospodarz ma swój własny wodospad, wodogrzmot, wodokap lub wodosiąp, co tam któremu natura wyznaczyła. Bardzo ładne rejony, na myśl przywodzą mi widzianą rok temu tundrę na północ od Murmańska. To samo surowe piękno, skały porośnięte mchem i porostami, przeważają zieleń, brąz i czerwień, a wszystko to obsypane cukrem pudrem z suchego śniegu.Gdy droga wwiodła mnie na górską przełęcz, śnieg przelatywał w poprzek drogi, tumaniąc się nad asfaltem. Potem asfalt się skończył, ale całe szczęście śnieg został. W takich cudnych warunkach objechałem półwysep i moim nieprzygotowanym na to wcześniej oczom ukazały się jakby ruiny skalnego zamczyska, dwie ogromne, majestatyczne iglice. Spędziłem tam kilka godzin fotografując wszystko w okolicy, po czym wybrałem dalszą trasę i ruszyłem w drogę.Oczywiście. Przy tak dokładnym planowanu, jakie uskuteczniam, objechałem półwysep do końca, dokładnie zawijając pętelkę, by przejechać ponownie tą piękną przełęczą, która w tym czasie jeszcze wypiękniała, gdyż śniegu dosypało. Celem na jutro jest Kirkjuffelssfoss i przejazd za dnia na zachodnie fiordy, ten śliczny szczerbaty ogonek islandzkiej rybki, po lewej ręce, jak się spojrzy na mapę wyspy.Już w tej chwili gołym okiem widać, że nie zobaczę wiele więcej – najpewniej nie starczy czasu, by ruszyć na północ. Może uda się jakieś żelazne miejsca na południowym wschodzie jeszcze obejrzeć, ale to przyszłość pokaże.Teraz siedzę na parkingu przy Kirkjuffelssfoss, podjechali jacyś ludzie i niepokoją swoją obecnością, a ja piszę i czuję, że ręce mi zaczynają marznąć – trzeba podkręcić ogrzewanie… Może jednak skuszę się na hostel jakiś w najbliższym czasie.