Blizzard

poranek w świetle księżyca
poranek w świetle księżyca

W nocy jakieś skrzaty grasowały wokół samochodu, budząc mnie co chwila; później okazało się, że to owieczki. Rano, w świetle księżyca, porozglądałem się po okolicy, po czym ruszyłem na zachód. Zajechałem na stację benzynową, której już nie ma. Ominąłem wylęgarnię maskonurów. Obejrzałem wodospadzik. Obejrzałem parę innych rzeczy…

Zajechałem na Alaskę…

Zaraz? Jak to Alaskę? Już wyjaśniam.

Przystanek Alaska. Northern Exposure. Jestem wielkim fanem tego starego serialu. Na Islandii pierwszy raz w życiu poczułem się, jakbym został przeniesiony do filmu: odwiedziłem Patreksfjörður, takie islandzkie Cicelly. Zostałem wręcz spoliczkowany tą filmową atmosferą w lokalnym supermarkecie. Niesamowite… Jadę dalej.

Mijają godziny. Czuję znużenie tym cudem, zmiatam gdzie indziej. No i znikłem. W zamieci. Zacząło padać i pada, wciąż pada śnieg. Na drodze z Trostanfjörður (miejsca, którego nie ma na mapie) do trasy nr 60 zaryłem brzuchem auta o nawiany śnieg. Hyundai machał rozpaczliwie wszystkimi czterema kółkami. Potem – najgorsze 300m na Islandii, auto wyło z rozpaczy podczas przepychania się przez zaspy, na ciągłym poślizgu, szorując o nawiany śnieg, ale udało się. Postanowiłem uciec w ogóle z Fiordów i obejrzeć Hvitserkur.

Ciągła jazda, ciągły opad śniegu. Zadziwiająco dwoisty jest upływ czasu w takich sytuacjach. 3 minuty heroicznej walki na trasie, by jechać z grubsza drogą, której za cholerę nie widać, a w głowie mija 20 minut. Z kolei czasem jadę 20 minut, a czas magicznie przyspiesza i mija jak 3 minuty. Nieprawdopodobne. Po kilku godzinach walki wydostałem się z Fiordów tylko po to, by nawigacja zaprowadziła mnie wprost do rzeki. Całe szczęście, nie gnałem jak typowy Polak, lecz jechałem ostrożnie, dzięki czemu udało mi się zatrzymać auto kilka metrów przed rzeką, mimo śliskiego, oblodzonego wjazdu w wodę.

Przeklinając technikę objechałem rzekę drogą nr 59 i 68 dojechałem do krajowej jedynki. Prędkość podróżna tego dnia wahała się od 5 do maksimum 40 km/h, cała trasa wyniosła ok. 400km! Jeżeli kogoś najdzie ochota popatrzeć, jak to wyglądało, proszę bardzo, tylko włączcie głośniki ;)

blizzard from Przemysław Wollenszleger on Vimeo.

Siedzę na stacji N1 Nesti, ze względu na potężne opady śniegu pozamykali drogi na północ. Ludziska dziwowali się okrutnie, że w ogóle udało mi się dojechać.