I tak w końcu, z jednodniowym opóźnieniem, ruszyliśmy w trasę.
Wiele rzeczy się działo przed wyjazdem, tak dużo, że nie sposób tego nawet pokrótce opowiedzieć korzystając z telefonu. Może niebawem będę w stanie odpalić laptopa i na spokojnie wszystko zrelacjonować. Ale na razie okoliczności wyjazdu dały mi się tak we znaki, że marzę tylko o tym, by położyć się spać.
W tej chwili siedzimy w niedalekim sąsiedztwie miejscowości Giby w województwie podlaskim, sącząc łomżyńskie jasne do kolacji.
Właścicielka, uprzejma kobieta, pozwoliła nam wnieść swoje produkty spożywcze, my w zamian zakupiliśmy u niej napoje.
Auto – Pchełka – zaczęła w trasie warczeć na nas silnikiem, więc jest wesoło, zaczynam zamartwiać się na zapas.
To tyle wieści na dzisiaj. Bez zdjęć, bo nie miałem czasu robić ;)
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz