Tak, wiem. Coś mi padło na mózg z tym słońcem. I to wcale nie od gorąca, ale do rzeczy.
Piękny wschód słońca.
Łotwa wschód słońca from Przemysław Wollenszleger on Vimeo.
Paweł wstał bardzo rano i dokrzyczał się do mojej świadomości wystarczająco wcześnie, bym złapał go (wschód, nie Pawła) obiektywem.
Bardzo spokojnie pojechaliśmy na przejście graniczne, przeszliśmy odprawę celno – paszportową po stronie łotewskiej, poczłapaliśmy na stronę rosyjską, przeszliśmy odprawę celno – paszportową, po czym na koniec (już był w ogródku, już witał się z gąską…) okazało się, że brakuje jakiejś, z fantastycznej baśni wyciągniętej, niezwykle istotnej bumagi, którą można załatwić jedynie prosto z Polski.
Tak wtedy ruszyliśmy szerokim łukiem przez przejście graniczne, eskortowani przez uprzejmego urzędnika i wróciliśmy nazad, na przejście graniczne łotewskie.
Tu uprzejma urzędniczka wskazała nam miejsce, gdzie można ową bumagę wydrukować. I w taki właśnie sposób, przy nieocenionej pomocy mojej Anulki, zaczęliśmy na nowo naszą drogę przez granicę.
Skracając wszystko do minimum, Rosja przywitała nas naleśnikami i kotletem ze szczupaka oraz nadchodzącym frontem burzowym.
Ruszyliśmy na Moskwę, a werble zbliżającej się nawałnicy zwiastowały Rosjanom szarżę polskiej kawalerii na amerykańskim mustangu, a niebiański blask opromieniał nasz wehikuł tęczą szczęścia.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz