Skorzystałem z bankomatu, wymieniliśmy walutę i uciekliśmy z miasta. Doszedłem do wniosku, że miasta mnie przygnębiają.
Pojechaliśmy do miejsca zwanego Aksu – Zhabagly, ale że pogoda nie sprzyjająca, lało, jak z cebra, ruszyliśmy na Ałmaty.
Po drodze, mimo wielu znaków na niebie i ziemi, mimo przestróg i złowróżbnych przepowiedni, Paweł zgarnął mandat za szybką jazdę.
Zaczynam odczuwać zmęczenie. Koniecznie trzeba będzie rozłożyć obóz na dwa dni.
Akyrtobe. Wioseczka, w której zatrzymaliśmy się na obiad – szaszłyk z baraniny. Okazało się, że w okolicy biega przeuroczy szczeniaczek. Niestety, nasza gospodyni, podła sucz, jak tylko przyszedł, pogoniła go w cholerę i oblała pomyjami, bo wchodził na pożal się Boże trawniczek. Zaraz po tym przykrym przedstawieniu wstaliśmy i poszliśmy od złych ludzi.
Dziś rozbiliśmy się przy autostradzie – kończy się nam ubezpieczenie auta, a jutro niedziela, może koło kirgiskiej granicy uda się nam kupić.
W nocy piękna burza.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz