Śniadanie typowo hotelowe. Doszedłem do wniosku, że są cztery rodzaje jedzenia na tym świecie: domowe, restauracyjne, hotelowe i szpitalne. To było typowo hotelowe. W szpitalu po prostu nie daliby tej połowy łyżeczki klejącej substancji o zapachu wunderbauma.
Po krótkiej jeździe czołg. Przejechał sobie na drugą stronę jezdni po starych oponach. Trochę jak z innej bajki.
Po drodze ziemia się rozstąpiła, ciekawe doświadczenie zobaczyć taki proces geologiczny. Chyba, że to przez czołgi.
Kawiarnia na skrzyżowaniu to kwintesencja Rosji. Trochę siermiężna, drewniana, trochę plastikowej nowoczesności zebrane w taki koktajl cywilizacyjny. Zapach wsi, zapach kawy, cerata na stole i gumoleum na ziemi w ogródku.
W Petropavlovkoe diabeł mnie podkusił, by udać się do wiejskiego sklepu, niech to szlag. Straciliśmy godzinę, bo była świeża dostawa, ser, masło, itp. Wszyscy musieli się obkupić i mimo że byłem 5 w kolejce, napoje z lodówki zdążyły nabrać temperatury, więc wymieniłem je raz jeszcze i kategorycznie pogoniłem reklamującą swoje zakupy kobietę.
Potem piękne góry Ałtaju. Jak nasz Beskid, te góry przyćmiły wszystko. Piękna zieleń, drzewa, krzewy, kwiaty… Pośród tych pięknych okoliczności przyrody ferma jeleni. Jeleni generalnie sporo, część nawet używa samochodów. Przy drodze taki jeleń sobie zaparkował, wlazł na pakę i porządki czynił. Dowód w załączeniu.
Obóz nad górskim potokiem, niżej w dolinie sroży się burza, a nad nami zaczęły latać malutkie nietoperzątka.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz