Od wczoraj jedziemy maksymalną prędkością 60km/h, żeby nawet, gdyby miało się coś stać, stało się tak, by udało się ujść z życiem.
Odwiedziliśmy Kosz-Agacz, wymieniliśmy kasę, zatankowaliśmy do pełna i pełni zapału pojechaliśmy postać na granicy.
Kosmiczny burdel, nie do opowiedzenia. Prawie jak w finansowaniu polskiej służby zdrowia. Choć w tej dyscyplinie Rosjanie mogliby się jeszcze sporo nauczyć. Kolejka nie taka duża, ale szła z ogromnym oporem. Rosjanie kontrolowali wszystko, co się dało. Przed nami wjechało 5 samochodów ekspedycji Gobiring 2018, to nawet im nasadki od kluczy sprawdzali każdą z osobna. Po kilku godzinach, jakoś koło 17tej zostaliśmy zaproszeni na plac, gdzie zaczęły się manewry.
Okazało się, że nie mamy jakichś papierów, Paweł chodził w tę i z powrotem od okienka do auta, aż w końcu poszedłem do kobiety sam i wytłumaczyłem. No nie wiem. Mnie zrozumiała, jego nie. Interesujące. Nas tak mocno nie trzepali, mamy znajomości w Straży Granicznej Federacji Rosyjskiej, więc szybki skan bagażu podręcznego i puścili dalej.
Myślałem, że nic nie przebije tego oczekiwania po stronie rosyjskiej, ale strona mongolska wcale nie chciała być gorsza, ba, udało się to im znakomicie.
Gdy wysiadł prąd, z całej ogromnej kolejki wybrali najpierw Mongołów, potem Kazachów, przepuścili ich ot, tak, notując jedynie każdego w kajecie, na koniec zaś zostawili sobie na deser Ruskich. No i nas. Ale od razu zaznaczę, że Ruskich trzepali, nas z grzeczności poprosili o podniesienie klapy. Ostatecznie wjechaliśmy na teren Mongolii o 21.30, kupiliśmy ubezpieczenie i pojechaliśmy.
Wiem, wiem. Nie jestem normalny. Pierwsze kilometry Mongolii poraziły mnie surowym, majestatycznym pięknem pofalowanego stepu.
Nie jechaliśmy daleko, paręnaście kilometrów od granicy zatrzymaliśmy się na noc. Rozbijając namiot zauważyłem, że ktoś podszedł do nas i obserwuje, co robimy.
Pomachałem ręką, zaprosiłem do obozu i po chwili przyszły trzy siostry, najstarsza i średnia trzymały za rączki najmłodszą, bidulę całą osmarkaną. Nie mieliśmy w zasadzie nic dla dzieciaczków, więc daliśmy im czekolady i umówiliśmy się na jutro rano.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz