Spotkany w Tsagaannuur Kosai poprowadził nas do drogi i ostrzegł przed wysokim stanem drugiego brodu. Podobno jadący tędy wczoraj motocykliści z Niemiec musieli zawrócić. Tu, w tej wiosce, na samym początku Mongolii, można wybrać jedną z dwóch tras – North Route, prowadzącą z grubsza tam, dokąd zmierzaliśmy, czyli nad jezioro Chowsgoł, oraz trasę południową, robiącą na mapie Mongolii ogromny uśmiech. Obie 'autostrady’ wyglądają podobnie, tylko ta południowa posiada dłuższe odcinki asfaltowe.
Wybraliśmy North Route i pojechaliśmy wśród gór, owiec i jaków
Wszystko było pięknie, ładnie, ale już pierwsza rzeka, po 2 godzinach drogi i jakichś 45 kilometrach, miała wystarczająco silny nurt i odpowiednią głębokość, by zakończyć naszą wyprawę.
Sprawdzaliśmy różne miejsca razem z 3 napotkanymi nad rzeką motocyklistami z Kazachstanu. O 14tej postanowiliśmy zawrócić. Cały dzień w plecy. Wracając pomogliśmy Maksowi wykopać jego motocykl z piasku, bo biedny się wkopał aż po silnik.
Zamiast wracać do znaną już trasą do Tsagaannuur wybraliśmy drogę na przełaj, przez wioseczkę Nogoonnuur, potem w niedalekiej odległości biegnącą wzdłuż jeziorka Achit nuur, następnie wzdłuż rzeki Hobda aż do Olgij, miasteczka leżącego już na właściwej trasie wgłąb Mongolii.
Krajobraz zmieniał się od pięknego, po groteskowo obrzydliwy, aż na koniec wylądowaliśmy w miasteczku. Zdjęć obszaru obrzydliwego nie zamieszczam, bo ciarki przechodziły mnie za każdym razem, jak sięgałem po aparat i zawsze go wtedy odkładałem.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz