W końcu! Wjechaliśmy w sosnowy las przed granicą, bardzo podobny do naszych nadmorskich w okolicach Łeby albo na Mierzei. I od razu poczuliśmy się jak w domu. Jesteśmy leśni ludzie. Po prostu. Należy się z tym pogodzić.
Z głupoty stosowanej na rosyjskiej granicy możnaby zrobić doktorat. Ze względu na to, że strażnikom nie chciało się sprawdzać naszego bagażu na pace wysłali nas na rentgen. Rentgen mobilny stoi przy wyjeździe na Mongolię. Generalnie na wszystkich granicach świata obowiązuje zasada, żeby nie łajdaczyć się samopas w lewo i prawo po przejściu. Ale czasami no po prostu inaczej się nie da. Na rentgenie obsługa stwierdziła, że do tego, by zrobić prześwietlenie, potrzeba jakiegoś specjalnego dokumentu. Paweł poszedł po ten papier udając, że nie słyszy coraz bardziej natarczywych nawoływań, wbił wzrok w ziemię i poooszedł..! jak żuczek. Po czym wrócił za czas jakiś z czystą białą kartką i powiedział żebym napisał co mamy na pace. Po rosyjsku. Normalnie poczułem się jak w czeskim filmie.
Po kilkumastu minutach pojawił się sprawca zamieszania, główny zlecający, i poprosił żebym to napisał jednak na innej kartce, tym razem w linie. Podał inną kolejność, w jakiej miałem to rozpisać i poszedł. Kierowca mobilnego RTG podszedł po jakimś czasie i spytał, co mamy na pace. No cóż mógłbym mieć nielegalnego? Dobre 80 litrów paliwa z Kazachstanu. Do Rosji wolno wwozić 10. Prosta sprawa: kazał wpisać, że to woda. Jak dla mnie bomba, może być i woda. Po tym wyciągnął kamerę i zrobił krótkie przesłuchanie: czy świadomy tego, co wolno, a czego nie, potwierdzam, że mam tylko to, co wolno, a nie to, czego nie wolno? Ależ oczywiście, potwierdziłem.
Na marginesie: wody też nie wolno wwozić, bo jakaś kwarantanna, czy inny diabeł grasuje po Mongolii. Czyta się szybko, ale w prawdziwym życiu trwało to 8 i pół godziny. Przez ten czas samochód możnaby rozbebeszyć w drobiazgi i zacząć składać z powrotem, udaremniając jednocześnie przemyt paliwa. No ale lenistwo wygrało.
Co ciekawe, gdy celnik poprosił, by pokazać mu naszą apteczkę (dodam: obowiązkowe wyposażenie samochodu), pokazałem mu kieszeń w plecaku, gdzie są przybory toaletowe oraz enterol kupiony w Gruzji. Nie okazał zdumienia. Na granicy dzieje się, oj dzieje. Służby celne celniczą i służbują do upadłego, strażnicy strażnicują, bo nie strużują ani nie strażniczą, ale z pełnym poświęceniem. Ruch jest, papier się sypie, robota wre. Przełożeni zadowoleni: Rosja.
A tam: pierwsze trzciny nad wodą, ogromna dolina pięknie otoczona górami, na dnie zaś wije się rzeka Selenga.
Wbrew wszystkim okołogranicznym przygodom wjazd do Rosji nieodmiennie wprawia mnie w dobry humor.
Dojechaliśmy do jeziora Gęsiego i nad tym jeziorem, wśród plażowiczów, grillowiczów i wędkarzy rozbiliśmy obóz.
Woda miała idealną temperaturę, kąpałem się trzy razy.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz