It’s my turn. Dzisiaj miałem pierwszą zmianę za kierownicą. Za Krasnojarskiem wziąłem prysznic na stacji benzynowej. Kilometr za kilometrem. aż do Mariinska, gdzie zdałem kierownicę, zjadłem trzy mikroskopijne blinczyki i zwiedziłem cerkiew św. Anastazji. Chodząc po cerkwi przypomniałem sobie o pomniku myszy laboratoryjnej i to rychło w czas, bo jest zaraz za chwilę, jakieś 6 godzin drogi stąd, w Nowosybirsku.
Przy okazji gruntownego przepakowywania odnaleźliśmy zaginione w odmętach czasu pasy transportowe. Już w myśli i mowie ubliżałem Kumarowi, u którego po raz ostatni widziałem ten osprzęt, a okazało się, że to Paweł schował je w najbardziej nieprawdopodobnym miejscu, jakie przyszło mu do głowy: w kole zapasowym, na pace, pod rowerem.
W Nowosybirsku odwiedziliśmy mysz laboratoryjną, a raczej jej pomnik, po czym zjedliśmy późną kolację w Bierhof, na przeciwko hostelu. Nowosybirsk zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Jest trzecim co do wielkości miastem Rosji, widać rozmach, towarzyszący mu nieodmiennie pośpiech i ogromne możliwości.
Jutro ruszamy w stronę Omska.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz