Nie znałem Bułgarii z tej strony. Klify jak na Islandii. Tyle, że cieplej w dupki…
No dobrze, ale po kolei, kronikarski obowiązek wzywa, lecimy.
Poszedłem z dziećmi do tutejszej Żabki (market Dori) kupić jajka, bo nas za jajecznicą ścisnęło. Po takim pożywnym śniadaniu poszliśmy się wykąpać w zatoczce nieopodal, po jakimś czasie wróciliśmy, zdrzemnęliśmy się (w końcu!) i pojechaliśmy zbadać Kaliakrę.
Na tym cypelku leżą antyczne ruiny różnych umocnień, latarnia morska, nowoczesna wojskowa stacja radarowa z połowy lat 80-tych XX wieku, jaskinia z muzeum z różnościami wykopanymi przez różnych ludzi po okolicach, jakaś restauracja i straganów co niemiara. Słowo – klucz to Trakia, gdyż bogata historia tego miejsca sięga czasów trackich. No i to wszystko bardzo pięknie, ale tak naprawdę najpiękniejsze są 70-cio metrowe klify. I wszechobecne jaskółeczki.
A potem pojechaliśmy trochę dalej, do miejscowości Kamienny Brzeg, gdzie klify są jeszcze wyższe i gdzie występuje sporo pamiątkowych tablic po ludziach, którym albo się tu znudziło, albo ich tak życie docisnęło, że przeszli tędy na drugą stronę.
Ciekawostką jest napotkane ognisko z ułożonym wokół wałem z kamieni, gdzie płonie wieczny płomień zasilany z jakiejś rury doprowadzonym gazem. Na tym zmyślni Bułgarzy położyli ruszt i jest to miejsce zawsze gotowe do pikniku. Może też któryś piknik właśnie pomógł komuś w podjęciu decyzji owocującej potem stojącą w okolicy czarną tablicą ze srebrnymi literkami.
Stamtąd hyc, do miejsca, gdzie namiot i hyc do restauracji, a potem hyc do sklepu i hyc na plażę. I teraz siedzimy znów na kempingu i cieszymy się ciepłem Południa.
A ja siedzę i myślę o pokoleniu z okolic 2000 roku, którego nikt najwyraźniej nie nauczył kultury, a które jest najgęściej brodatym pokoleniem w historii nowożytnej. Oni chyba po prostu nie wiedzą, co powiedzieć…
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz